Luksemburg
Płeć : Liczba postów : 35 Skąd? : Casamates du Bock
| Temat: Już! Padać na kolana!... t-t-to znaczy... e... m-możecie usiąść. Sob Mar 01, 2014 9:13 pm | |
| 1. Ja to: Wielkie Księstwo Luksemburga. Grousherzogdem Lëtzebuerg po luksembursku (tak, taki język istnieje), Großherzogtum Luxemburg po niemiecku i Grand-Duché de Luxembourg po francusku.
2. Zwą mnie: Henri Rewenig. Inne wariacje imienia to Heinrich, Henryś. Może być też Lux. Przezwisko Światełko jest zarezerwowane dla rodziny. Szwabożabojad... ujdzie. Byle nie "mały". On nie jest mały. On jest po prostu drobnej budowy i jeszcze urośnie. Hmpf.
3. Tak wyglądam: Henri zawsze był chucherkiem. Zawsze był chudy jak cholera. Zawsze. Dokarmianie go nie ma sensu, i tak nic nie daje, nieważne, ile by zjadł. A dokarmiać go próbowało już wielu. W dokumentach wpisane ma 16 lat, ale wygląda na jakieś dwa lata mniej. Mierzy całe 160cm. Szaleństwo. Wygląda do bólu zwyczajnie. Ma jasną cerę, prosty, iście aryjski nos, kilka piegów na policzkach. Jego włosy są w kolorze popiołu, ni to brązowe, ni to szare, i opadają mu na twarz jak kurtyna, za którą chowa się przed światem. Zza tej kurtyny patrzą jego oczy, jedyny wyjątkowy element jego aparycji. Powiedzieć, że są zielone, to jak nazwać "Nevermind" płytą amerykańskiego zespołu. Niby prawda, ale koszmarne niedomówienie. Po pierwsze, są duże. Po drugie, są ładne. Po trzecie... świecą i zmieniają kolor. Kiedy Henri jest zadowolony, mają kolor ardeńskich lasów, ich głębokiej, ciepłej zieleni. Im więcej szczęścia, tym więcej światła. Kiedy jest naprawdę wesoły, są jasne jak szkło kościelnych witraży albo szmaragdy pod światło. To idzie też w drugą stronę. Im gorszy ma nastrój, tym bardziej ciemnieją mu oczy. W przypadku prawdziwej rozpaczy albo wielkiego bólu czy strachu czernieją zupełnie, tak, że zdają się puste i martwe. Henri ma tylko jedną bliznę, za to wyjątkowo paskudną. Nad jego sercem widnieje ciemne, przypalone znamię. Pamiątka po 1867 roku. Jest bardzo podobny do swojego starszego brata, Holandii... ale zamiast zaczesywać włosy w górę pozwala im opadać na czoło. Ma też o wiele delikatniejsze rysy... no, i się uśmiecha.
4. Mój charakter: Lux to małe książątko wychowane we dworze. Jest uprzejmy, kulturalny, NIGDY nie przeklina. Never. Od tego ma Lovino. Nigdy nie krzyczy, nie wydziera się. Od tego też ma Lovino. Potrafi się jednak śmiertelnie obrazić, i wtedy nie odzywa się do delikwenta, na którego się fochnął, w sposób inny niż "Hmpf". Wychował się w Twierdzy na Skale, w otoczeniu rycerzy, książąt, hrabiów i dam dworu, pod opieką Belgii i Holandii, a oni wszyscy samego początku uczyli go, by to, co się czuje, trzymać głęboko w sercu, tak, by nikt nie mógł zauważyć. Maska, jaką sobie stworzył, maska pogodnego optymisty pasuje idealnie. Lekki uśmiech pasuje do jasnych oczu i delikatnych rysów, a spokojny ton współgra z cichym, dość wysokim głosem. Nawet ci, którzy znają go od wieków, nie zawsze potrafią zajrzeć pod tę maskę i często wierzą w słowa "wszystko w porządku". Lux jest pamiętliwy. Wybaczanie przychodzi mu łatwo, ale nie zapomina o niczym. Stare błędy i rany można wytykać w kłótniach. Nie lubi kłamać, ale kiedy już kłamie, to jak z nut, nie zdradzając się nawet mrugnięciem. Chociaż czasy, kiedy miał cokolwiek do powiedzenia na scenie europejskiego teatru historii i polityki minęły dawno, dawno temu, nie zapomniał o sposobach, by przechytrzyć, podejść, zmanipulować, przekonać do różnych rzeczy, czasem tych złych.... a wszystko to z najbardziej niewinnym uśmiechem, jaki w życiu widzieliście. Nie płacze i nie złości się... nie oficjalnie, nie w towarzystwie. Jeżeli już, to tylko wtedy, kiedy nikt nie patrzy. Kiedyś odebrano mu dom, władzę, pieniądze, a nawet rodzinę. Została mu wyłącznie duma małego księcia. I chociaż odzyskał rodzinę, dom, chociaż wróciło nawet złoto, to o dumę bardzo dba. Niderlandzkie Wielkie Księstwo nie płacze. Nie może przynieść wstydu. Nie wypada. Będąc parusetletnim dzieckiem zrobił dużo bardzo złych rzeczy, które teraz ciążą mu na sercu i nie zawsze potrafi sobie z tym poradzić. Czasami zamyka się w sobie i prawie w ogóle się nie odzywa. Łatwo go zranić czy sprawić mu przykrość, ale ciężko go złamać. Jest uparty i, gdy trzeba, stanowczy. Wbrew pozorom jest bardzo odważny i potrafi sobie poradzić. Bardzo zależy mu na rodzinie. Mówiąc "rodzina" ma na myśli nie tylko Belgię i Holandię, ale także Hiszpanię, Włochy Południowe i świętej pamięci HRE, po którego zniknięciu wciąż jeszcze nie do końca się pozbierał. Jest gotów poświęcić dla nich wiele. Bardzo wiele.
5. Z innymi układa mi się w ten sposób: Siostra, kochana, starsza siostra Belgia. Mieli kilka spięć, bywało ciężko, ale gdyby zastanowić się nad tym dłużej, to naprawdę mogło być gorzej. Ponarzeka się trochę na siostrę, pomarudzi, a potem pójdzie do niej i przytuli, bo wiadomo, że zawsze wysłucha. Razem knują plany unii monetarnej w całej Europie, i ogólnie założenia haremu. Ale o tym sza. Braciszka Holandię Lux podziwiał od.... zawsze. Chciał być taki jak on. Wysoki, silny, dzielny, odważny. Henri go kocha, ufa mu, naiwnie wręcz wierzy, że Holandia zawsze ma rację.... albo przynajmniej prawie zawsze. Chociaż jego starszy brat często narzeka, że Henri jest chudy, słaby, że jest za mało stanowczy i że ma za miękkie serce to nikomu innemu go skrzywdzić nie da. Czasem jest nawet odrobinę... nadopiekuńczy wobec Luxa i Bel. Trochę. Takie tam. Jedna wojna o to była. 80 lat, co to jest, to nic takiego. Jedną z najbardziej pokręconych relacji Henriego jest jego relacja z Romano. Obaj mieszkali u Hiszpanii. I to w jednym pokoju. Na początku było... kiepsko. Włoch Henriego nienawidził, a Henri się Włocha bał. Jednak z racji braku innego wyjścia zaczęli się razem bawić i tak jakoś wyszło, że Szwabożabojad nie był taką ciepłą kluchą na jaką wyglądał, a Lovi potrafił być całkiem miły. Radosny BFFing został wystawiony na próbę w czasie wojny o niepodległość Niderlandów, gdzie stali po przeciwnych stronach barykady patrząc, jak Holandia i Hiszpania próbują się nawzajem pozabijać, ale ów próbę przeszedł. Potem jakiś czas przerwy i bum!, wojny napoleońskie, gdzie na szczęście stali po tej samej stronie. Teraz czas na miejsce pierwsze, jeżeli chodzi o chore relacje. Dawno, dawno temu Prusy klękał przed Luxem, obiecywał mu lojalność, wierność, przysięgał go bronić. Henri wspaniałomyślnie przyjął przysięgę i sponsorował Gilberta, kiedy ten zabijał, niszczył i prowadził wojny. A potem Henri stracił wszystko. Pieniądze, władzę, wszystko, i Gilbert nie miał już powodu, by dotrzymać słowa. Po wojnach napoleońskich chciał mieć Luxa tylko dla siebie, ale dupa z tego wyszła, bo Holandia się nie zgodził. Skończyło się na tym, że militarnie Lux należał do Prus, ale politycznie do Holandii. Gilbert robił wszystko, żeby Henri poskarżył się bratu. To dałoby pretekst do wojny, a wojnę wygrałby Prusak. Było więc bicie, zamykanie w pokoju, zamykanie na balkonie, straszenie... a kiedy Francja upomniał się o Luxa Gilbert stwierdził, że lepiej Henriego zabić, niż oddać, i zniszczył Twierdzę. Luksemburg nie umarł, chociaż było blisko, ale nie przestał bać się Gilberta. Wciąż jednak naiwnie próbuje znaleźć w nim jakiekolwiek pozytywne uczucia mając nadzieję, że skoro on, małe książątko rządzące imperium zbudowanym na śmierci i kłamstwie, potrafił się zmienić, to Gilbert też się zmieni. Powodzenia, Henri. A tak w ogóle, to wszystko wina Austrii. To on mu zabrał koronę, to on mu wszystko odebrał. HMPF... tyle że z czasem Luksemburg Austrię... polubił. Nawet. Trochę. Szanuje go. I docenia jako opiekuna, chociaż nie aż tak, jak Hiszpanię, którego Lux zalicza do swojej najbliższej rodziny. Nie zmieniła tego nawet wojna osiemdziesięcioletnia... chociaż odcisnęła swe piętno na ich relacji. Henri za bardzo przypomina Tośkowi swojego starszego brata. Trochę jak szczeniak, który za bardzo kojarzy się z wilkiem... należy też wspomnieć o sąsiadach... Rzesza nie jest krajem, za którym Henri specjalnie przepada. Obawia się go, martwią go jego nawołujące do nienawiści przekonania... no, i Ludwig przypomina Henriemu Świętka. Lux uważa, że Rzesza wypaczył i zniszczył jego ideały. A jego szef to skończony wariat i hipokryta. Kolejnym sąsiadem jest Francja, a tu sprawy są jeszcze bardziej poplątane. Dawno temu Luksemburg wyrządził mu wiele krzywd, potem Francja się zrewanżował, i teraz mają naprawdę dobry kontakt. Widać obaj uznali, że są kwita. Jedna trzecia ludności Luksemburga, w zamian za wydanie Anglii Joanny d'Arc. Najlepszy możliwy układ. W końcu są rodziną... teraz Francis obiecał, że w przypadku wojny pomoże Niderlandom. Henri bardzo, bardzo stara się w to wierzyć. O Świętym Cesarstwie i Burgundii napiszę mało, bo nie żyją. Za pierwszym wciąż tęskni, i to bardzo, a drugie... dobrze jej tak. Ruda jędza. Hmpf.
6. Ostatnio nie jest u mnie zbyt dobrze: ...ale jakoś się z kryzysu wyszło. Remont stolicy się zrobiło. Wszystko się naprawiło. Jeszcze trochę, a znów kasy będzie jak lodu.
7. Moje mocne strony: -Drobna, zwinna, szybka cholera. Potrafi wmieszać się w tłum, schować gdzieś, dostać się gdzieś, ewentualnie zwiać. -Zna francuski, niemiecki, angielski, luksemburski, holenderski, hiszpański i łacinę. No, i kilka włoskich przekleństw, które podłapał od Lovino. Bardzo szybko uczy się nowych języków. -Rozsądny, zorganizowany, wszystko ma zaplanowane. -Jak już kłamie to tak, że nikt nie wie, że kłamie.
-MOŻE JEŚĆ I NIE TYĆ. -Bardzo dobrze wspina się na wszystko, od drzew zaczynając, na dachach kończąc. -Wbrew pozorom jest bardzo odważny. -Zna się na ziołach leczniczych. Ma dużo doświadczenia, jeżeli chodzi o taką medycynę, opiekował się rannymi w czasie wojny osiemdziesięcioletniej, wojen napoleońskich i rewolucji w Belgii.
8. Moje słabe strony: -Państewko małe jak cholera, a personifikacja jeszcze bardziej. -Brak armii. Takie tam. Szczegół. -Lux nie umie pływać. Boi się wszystkiego, co jest głębsze niż wanna. -Nie lubi broni palnej, woli białą. -Mimo całej dumy małego książątka ma dość niską samoocenę. -Sumienie. Sumienie bardzo. Pociągnięcie za spust to kilka sekund walki z samym sobą. -Jego stabilność emocjonalna leży i kwiczy. Głośno kwiczy. -Zrobi wszystko, by chronić tych, których kocha. -Nie potrafi uderzyć kobiety.
9. Poza tym: -Jego ulubiona broń to fryzyjski sztylet, znaleziony w Rotterdamie w czasie wojny o niepodległość Niderlandów. Nazwał go Szpilka, i trzyma go pod poduszką. -Liczy osoby, które zabił, żeby o nikim nie zapomnieć. Uważa, że to jak druga śmierć, a nie chce nikogo zabijać dwa razy. Liczy tylko tych, których zabił osobiście. Gdyby miał brać pod uwagę wszystkich, których kiedyś kazał zabić, to chyba by się pogubił. -Od Świętka dostał złoty krzyżyk, z którym się nie rozstaje. -Jest uzależniony od słodyczy, zwłaszcza czekolady i ciastek. -Kiedy był dzieckiem, był małym psychopatą. Przeszło mu, kiedy stracił całą władzę i z małego psychopaty stał się małym aniołkiem, ale w chwilach załamań nerwowych od czasu do czasu prowadzi wewnętrzne dialogi, bo nie radzi sobie z tym, co kiedyś zrobił. -Twierdza to jego serce, dosłownie i w przenośni. Po jej zburzeniu nad sercem, a może raczej zamiast niego, pojawiła się wypalona, czarna blizna. Wciąż boli, ale nauczył się to ignorować. -Kocha róże. Wszystkie. Ale te czarne najbardziej. W ogrodzie ma krzew czarnych róż. -Jest leworęczny. Z jakiegoś powodu uważa to za wadę.
Nie noszę skarpet. Mam pończochy. Pończochy są fajne ._. nawet do dresu. | |
|